„Prawdziwy Przyjaciel” – bajki Oscara Wilde’a
Tak. To prawda. Oscar Wilde, który zasłynął dzięki mrocznej powieści
„Portret Doriana Graya”, ukazuje zupełnie inne oblicze własnej natury w zbiorze
bajek/przypowiastek literacko-filozoficznych. Ekscentryczna, dandysowa nonszalancja
i silna osobowość brytyjskiego pisarza tym razem błyskotliwym stylem, z
wymownym (właściwym dla pierwotnych form bajek) morałem ukazuje świat w krzywym
zwierciadle i obnaża ludzkie słabości (np. podwójną moralność, skoncentrowanie
na dobrach doczesnych, zanik wrażliwości, pragmatyzm…).
Bajka
Bajka
w sposób pośredni odnosi się do rzeczywistości. Nie jest sztuką nową, znana już
w starożytności i zapoczątkowana przez Ezopa (VI w. p.n.e.). W Polsce
najbardziej znanym bajkopisarzem jest oświeceniowy biskup warmiński Ignacy
Krasicki, nazywany „księciem poetów polskich”, którego utwory cechuje
satyryczno-pesymistyczny obraz polskiego XVIII-wiecznego społeczeństwa oraz
zjadliwa krytyka upadku uniwersalnych wartości. Bajka (zarówno epigramatyczna,
jak i narracyjna), kiedyś pisana tylko dla dorosłych, jest formą bardzo
wdzięczną, bowiem pośrednio, za pomocą słowa, angażuje się w konkretne aspekty
życia społecznego, politycznego, religijnego czy obyczajowego; tym samym
demaskuje i odsłania najgorsze oblicza człowieka.
Stałe
użycie zwierząt, które alegorycznie prezentują ludzkie cechy, puenta wieńcząca
narracje, bohater negatywny i pozytywny, złote myśli – to te elementy bajki, z
których Oscar Wilde’a czerpie pełnymi garściami. Jednak angielski skandalista
dokonał dość sprawnego gatunkowego połączenia, bowiem jego utwory bardziej
przypominają przypowiastki filozoficzne lub nowele pozytywistycznych pisarzy.
Prawdziwy
Przyjaciel
Jedna
z najbardziej chwytających za serce (i tu bez ironii) nowela w dorobku
pisarskim O. Wilde’a. Przyjaźń, mimo że temat przeorany na wszystkie strony,
począwszy od filozoficznych dywagacji Platona i Arystotelesa (idea bratnich
dusz: „Przyjaciel – jedna dusza mieszkająca w dwóch ciałach”/Artysto),
skończywszy na myśli nowożytnej, wskazującej na egoistyczny wymiar
przyjacielskiej relacji (resentyment nietzscheański: wyświadczając komukolwiek
dobro, tak naprawdę pomagamy sobie), to Wilde za pomocą barwnej i prostej
fikcji przedstawia hipokratyczny obraz przyjaźni, która obnosi się
„wspaniałomyślnością”, „poświęceniem” oraz „bezinteresowną miłością”, a za
plecami zdaje się uprawiać największą niegodziwość, którą dość dosadnie nazwał
w Makbecie W. Szekspir: „Tu każdy
uśmiech jest nożem. Im kto krwią bliższy, tym bliższy krwotoku”.
W
bajkach Wilde’a zwierzęta opowiadają o kondycji człowieka. To one, zwierzęta
nieczłowiekowate, komentują niskie pobudki ludzi, tak, jakby znacznie
wyprzedzały homo sapiens w procesie ewolucyjnym (warto przypomnieć wiersz Dwie małpy Bruegla W. Szymborskiej,
gdzie z historii ludzkości maturzystę egzaminują… małpy!).
Jednowątkowa,
zalążkowa fabuła Prawdziwego przyjaciela
sprowadza się do historii, którą szczurowi opowiada makolągwa. Bodźcem
skłaniającym makolągwę do opowieści staje się zaobserwowane wydarzenie, kiedy
szczur na widok opiekuńczej matki-kaczki, wyznaje: „Miłość jest wcale dobrą
rzeczą, ale przyjaźń jest znacznie wznioślejsza. Zaprawdę, nie znam na świecie
nic równie szlachetnego i wzniosłego, jak prawdziwa przyjaźń”[1].
Zapytany o obowiązki prawdziwego przyjaciela, szczur odpowiada, że od takiego
wymagałby poświęcenia. Na pytanie makolągwy: „A jakim byłbyś ty względem
niego”, szczur replikuje: „Nie rozumiem pytania”[2].
W tym momencie ptak przystępuje do przypowieści: „Razu pewnego […] żył sobie
poczciwy chłopiec, Janek”[3],
bardzo biedny i samotny, lubiany przez okolicznych mieszkańców. Utrzymywał się
głównie z prac ogrodniczych, natomiast zimą klepał wegetatywną biedę. Miał
wielu przyjaciół, ale takim najserdeczniejszym i najszlachetniejszym był
młynarz, Hugo: „Istotnie, bogaty młynarz tak bardzo był dlań serdeczny, że
zawsze przechodząc koło jego [Janka, przyp. moje] ogrodu pochylał się przez
parkan i zrywał dużą wiązankę kwiatów lub pęk jarzyn albo napełniał sobie
kieszenie śliwkami lub wiśniami, zależnie od pory roku” (B., s. 25); i nic w tym gorszącego, bowiem, jak podkreślał zamożny
młynarz, „Prawdziwi przyjaciele powinni mieć wszystko wspólne” (B., s. 25). Chłopiec nigdy nie odmawiał
przyjacielowi owoców tudzież z radością pozwalał zrywać kwiaty, które sprawiały
radość żonie młynarza. Prawdziwe oblicze krasomówczego Hugo poznajemy w okresie
zimowym: podczas wspólnego rodzinnego posiłku wyznaje, że „[…] ludzi
strapionych [Hugo odpowiada na propozycję syna, aby ojciec odwiedził Janka i
wspomógł go w tych trudnych chwilach pożywieniem] należy pozostawić samych, a
nie naprzykrzać się wizytami” (B., s.
26), i dalej wspomina o zazdrości, którą musiałby uczuć Janek, a ten, młynarz,
nie pozwoli, żeby natura przyjaciela została wypaczona tym „strasznym”
uczuciem: „Zresztą, gdyby Janek tu przyszedł, mógłby też zażądać, bym mu dał
trochę mąki na kredyt, a tego uczynić bym nie mógł. Mąka co innego, a przyjaźń
także co innego, i nigdy nie należy brać jedno za drugie” (B., s. 27). Bowiem, jak stara pieśń niesie, (tu ironia), „Kochajmy
się jak bracia, liczmy się jak Żydzi”. O wiernym przyjacielu przypomina sobie
Hugo oczywiście na wiosnę, czym wielce jest usatysfakcjonowana żona, będąca pod
wrażeniem dobrego serca męża (bo przecież sobie przypomniał o przyjacielu):
„Nie zapomnij wziąć ze sobą dużego kosza na kwiaty” – mówi. Janek opowiedział „przyjacielowi”
o trudnym czasie, że nie miał za co kupić chleba, dlatego sprzedał m.in.
taczkę. Na pociesznie od Hugo usłyszał, że ten o nim myślał razem z żoną. „To
bardzo ładnie z waszej strony […] obawiałem się bowiem, żeście o mnie
zapomnieli” – wyznał Janek.
Mimo
trapiącej biedy Janek jest dobrej myśli. W ogrodzie urosły piękne kwiaty, które
będzie mógł sprzedać burmistrzowi. Odkupi m.in. taczkę, narzędzie pracy, źródło
utrzymania. Tymczasem młynarz, jako wzorowy przedstawiciel rasy panów –
oferuje, że podaruje Jankowi taczkę, wprawdzie starą i wymagającą naprawy, ale
tym sposobem ogrodnik będzie mógł zaoszczędzić. Uradowany biedak mówi, że nie
ma problemu, bo właśnie kupił deskę… tym wyznaniem wbił sobie pierwszy gwóźdź
do trumny. Filantropijny Hugo opowiada, że właśnie takiej deski potrzebuje,
bowiem musi załatać ogromną dziurę na stodole: „Wprawdzie taczka znacznie
większą ma wartość niż deska, lecz prawdziwa przyjaźń nie zważa na takie
drobnostki” – wyznaje młynarz, na co przytakuje Janek, natychmiast biegnąc po
deskę. Na tym jednak nie koniec bezinteresowności młynarza: „A teraz, skoro ja
ci przyrzekłem taczkę, sądzę, że w zamian ty mi dasz trochę kwiatów. Oto kosz,
i sądzę, że mi go napełnisz”. Janek zamarł, kwiaty chciał sprzedać, aby
odzyskać sprzedane wcześniej przedmioty, na co młynarz: „[…] przyjaźń winna być
wolna od egoizmu” (B., 29). Na te
słowa Janek zerwał wszystkie kwiaty i podarował swojemu przyjacielowi.
Cena,
jaką musiał zapłacić Janek za zniszczoną taczkę, była wcale niska. Czytelnik
poznaje totalny serwilizm (Janek – przekonany o szczerej przyjaźni młynarza –
robi wszystko, żeby nie zawieść Hugo) oraz umiejętne manipulowanie i
wykorzystywanie prostego, biednego ogrodnika. I tak: młynarz prosi towarzysza,
aby ten powlókł z ciężkim workiem mąki do miasta. Argumentuje, że przecież podarował
mu taczkę, mimo że Janek nie widział jej przynajmniej na oczy. Ostentacyjna
postawa i pragmatyzm młynarza nie ma końca – śniętego jak ryba ogrodnika prosi,
by ten naprawił ową dziurę w dachu. Janek rzecz jasna naprawia. Cyniczną,
egocentryczną i egoistyczną naturę najlepiej zobrazuje fragment noweli:
»I
cóż, Janku, czy dach już naprawiony?« – spytał przyjaźnie.
»Tak,
właśnie skończyłem« – odparł Janek schodząc na dół po drabinie.
»Ach!
– rzekł młynarz – żadna praca nie daje tyle zadowolenia, tak ta, którą
spełniamy dla innych«.
Ostania
usługa Janka: podczas głębokiego snu, wycieńczony pracami na rzecz przyjaciela,
zostaje obudzony przez rozhisteryzowanego Hugo, któremu syn spadł z drabiny i
się mocno potłukł. Prośba: żeby ogrodnik udał się do sąsiedniej miejscowości,
gdzie znajdzie okolicznego lekarza. Nie czekając chwili dłużej Janek odział się
w podziurawione łachmany. Prosił o pożyczenie „latarni”, bo ciemno, leje jak z
cebra, droga dziurawa. Na co usłyszał: „Bardzo mi przykro […] ale to jest nowa
latarnia, i wielka byłaby szkoda, gdyby się zepsuła” (B., s. 33).
W
pocie czoła, walcząc z silnym wiatrem i intensywnym deszczem, Janek dociera do
lekarza. Lekarz czym prędzej (powodowany zapewne przysięgą Hipokratesa) kazał
osiodłać konia i pojechał w kierunku młyna. Janek biegł za koniem, wycieńczony
w pewnym momencie traci orientację w terenie i zabłąkał się wśród trzęsawiska
„[…] bardzo zdradliwego, pełnego głębokich dołów, gdzie też biedak utonął” (B., s. 34).
Po
pogrzebie, podczas rozmowy jarmarcznej, Hugo o śmierci przyjaciela: „Dla mnie
jest to istotnie szkoda poważna […]. Miałem bowiem odstąpić mu starą taczkę, a
teraz nie wiem doprawdy, co z nią począć. W domu moim tylko zawadza, a tak jest
zepsuta, że nikomu nie mógłbym jej odsprzedać. W przyszłości nigdy już nikomu
nie będę robił podarków. Człowiek tylko cierpi z powodu swej
wspaniałomyślności” (B., s. 34).
Mariusz Rakoski
Komentarze
Prześlij komentarz